Maxi sukienka to nowość w mojej szafie. Uszyłam ją specjalnie na kilkudniowy wyjazd na Cypr.
Wszystko zaczęło się od tkaniny. Z początkiem wiosny w sklepie Pinsola pojawił się w sprzedaży materiał o nazwie "silki antracytowa łączka". Oj bardzo mi się spodobał! Oczywiście minęło trochę czasu zanim złożyłam zamówienie. W między czasie powzdychałam z zazdrością na kilka sukienek uszytych przez szyjące dziewczyny. Aż w końcu doczekałam ostatniego momentu na zamówienie tej tkaniny, ponieważ pod koniec maja miałam zaplanowany kilkudniowy urlop - a wiadome jest, że każdy wyjazd jest idealną okazją do stworzenia nowej sukienki :) I w końcu z początkiem mają zamówiłam swoje 1,5 metra antracytowego szczęścia ;)
Po otworzeniu przesyłki byłam bardzo zadowolona, tkanina podobała mi się jeszcze bardziej niż na zdjęciach w internecie. Następnie uruchomiłam proces myślowy prowadzący do powstania pomysłu na konkretny projekt. Był to dość długi i zmienny proces, właściwie każdego dnia miałam inną koncepcję ;) Jednym z pomysłów było uszycie prostej sukienki (oczywiście krótkiej) z falbaniastymi rękawami. Potem pojawiła się myśl na stworzenie totalnie prostej, minimalistycznej sukienki z paskiem w talii. Tych pomysłów było sporo, nawet nie pamiętam co tam jeszcze przyszło mi do głowy. Aż ostatecznie postanowiłam uszyć maxi sukienkę. Pomysł na tego typu sukienkę wziął się całkiem przypadkowo, gdy sterczałam przed lustrem i próbowałam "upiąć" tkaninę w jakąś ciekawą formę. Pomysł maxi sukienki bardzo mi się spodobał, ponieważ dzięki temu mogłam zachować jak największy kawałek tego piękngo printu na jednym projekcie.
Decyzja o szyciu maxi sukienki zapadła! Jednak to nie był etap kończący mój proces myślowy, ponieważ trzeba było wymyślić jeszcze formę góry sukienki. Najpierw myślałam o luźnej kimonowej bluzce. Ale podczas kolejnych przymiarek przy lustrze, pojawiła się myśl kopertowej góry. Ten pomysł nawet mi się spodobał, więc zaczęłam szukać odpowiedniego wykroju i tak trafiłam na model 103 z Burda 2/2018.
W tym przypadku myślenie o sukience i jej ostatecznej formie zajęło mi znacznie więcej czasu niż jej uszycie. Właściwie zwlekałam do ostatnich chwili i dosłowne na trzy dni przed wyjazdem zabrałam się za szycie. Pierwszego wieczoru wykroiłam bluzeczkę. Z racji tego, że miałam tylko 1,5 metra tkaniny, od razu wiedziałam, że sukienka będzie bez rękawków. A po wykrojeniu góry został mi idealny kawałek tkaniny na spódnicę, więc materiał zużyłam praktycznie co do centymetra.
Bluzka powstała na podstawie wspomnianego modelu. Do wykroju nie nanosiłam żadnych poprawek. Z przodu są dwie zaszewki piersiowej, a na plecach dwie zaszewki pionowe.
Po przymiarce gotowej sukienki zdecydowałam się zaszyć część dekoltu na stałe, aby czuć się z nim bardziej komfortowo.
Dół sukienki to nic innego, jak lekko zmarszczony prostokąt. W pierwszej kolejności wykorzystałam całą szerokość tkaniny (około 140 cm), ale marszczenie było wtedy zbyt obfite. Zależało mi na delikatnym zmarszczeniu, aby nie nadać sukience niepotrzebnej objętości. Było więc prucie i zwężanie spódnicy. Po pierwszej przymiarce doszłam również do wniosku, że przód spódnicy należy zmarszczyć nieco mniej niż tył i tak też zrobiłam.
A smaczku nadaje dość duży rozporek na lewym boku.
W środę rano miałam planowany wyjazd, a w poniedziałek po pracy sukienka jeszcze nie była skończona. Dół był odpowiednio zmarszczony i połączony z górą. Natomiast rękawy, rozporek i dół sukienki były niewykończone.
Muszę się tutaj przyznać, że miałam wątpliwości czy w ogóle wykańczać tą sukienkę. Naszły mnie wątpliwości co do tego, czy sukienka dobrze na mnie leży, a nawet bardziej chodziło o to, czy ja dobrze się w niej czuję. Na co dzień chodzę raczej w luźnych formach i trochę odzwyczaiłam się od tak dopasowanych ubrań.
Jednak tak się złożyło, że w poniedziałek po pracy odwiedziła mnie koleżanka, która też interesuje się szyciem, więc skorzystałam z tej okazji i podpytałam ją o opinię. Kasia twierdziła, że sukienka jest bardzo ładna i nie powinnam mieć oporów, aby w niej chodzić. Tak mnie przekonywała, że w końcu w to uwierzyłam :) Kasia, dziękuję za konsultacje!! :*
W poniedziałek nie znalazłam już czasu, więc we wtorek, na kilka godzin przed wyjazdem, skończyłam sukienkę i spakowałam ją do walizki.
Cypr okazał się idealnym miejscem na obfotografowanie mojej nowej sukienki, a ja z każdą minutą jej noszenia coraz bardziej się do niej przekonywałam. Aż w końcu się polubiłyśmy :)
W efekcie powstało kilka ujęć, no dobra trochę więcej niż kilka ;) Nawet sporo za dużo, ale kulisy publikowania dzisiejszych zdjęć są takie, że aby je wybrać musiałam przejrzeć ich kilkaset, więc proszę o wyrozumiałość ;) Trochę poszaleliśmy z ilością zdjęć, chyba przez te piękne widoki :D
Zapraszam do oglądania!
Drugiego dnia poszliśmy na dłuższy spacer w drugą stronę wyspy, więc założyłam nieco wygodniejsze buty - sandałki, które sama uszyłam :D Więcej o nich - tutaj, a tu o espadrylach, które też niedawno uszyłam.
Jestem ciekawa Twojej opinii na temat maxi sukienek. Lubisz nosić długie sukienki czy wolisz zdecydowanie krótkie?
Dla mnie maxi sukienki są nowością. Dotychczas nie miałam żadnej długiej sukienki. Kilka lat temu miałam jedynie długą spódnicę, ale chodziłam w niej dość krótko, a potem zapomniałam o takiej formie garderoby. Muszę jednak przyznać, że zaczynam myśleć o kolejnej maxi wersji :D
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! :) Zachęcam do pozostawienia śladu Twojej obecności w tym miejscu, w postaci choćby krótkiego komentarza :) A jeśli chcesz być na bieżąco, zapraszam do polubienia mojej strony na Facebook'u lub obserwowania mnie na Instagramie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz