Tydzień temu miał miejsce
najważniejszy i zarazem najpiękniejszy dzień z życia mojej przyjaciółki, czyli
jej ślub i wesele. Oj, co to była za noc! :) Przygotowania do tego wspaniałego dnia
trwały długo, również w mojej domowej pracowni. W końcu na wesele trzeba mieć
fajną i wygodną kieckę. A, że potrafię i lubię szyć, to nie mogło być inaczej -
swoją sukienkę postanowiłam uszyć samodzielnie :) Chodźcie zobaczyć co z tego
wyszło!
Przez kilka miesięcy w mojej głowie pojawiały
się różne pomysły na weselną sukienkę. Zaczęło się od pomysłu na tiulówkę z
dopasowaną górą, ale bałam się, że w takiej sukience będę wyglądać zbyt
dziewczęco/dziecinnie. Potem przez długi czas „chodziła za mną” koronkowa
sukienka. Przez wiele tygodni szukałam odpowiedniego połączenia kolorów
(podszewka + koronka) oraz ładnej koronki. Nie udało się, zwłaszcza jeśli
chodzi o odpowiednią koronkę. W sklepach z tkaninami jest ich wiele, ale jakoś
żadna nie przypadła mi szczególnie do gustu. Rozważania na temat tego jaką
sukienkę uszyć trwały już zbyt długo i z początkiem września zdałam sobie
sprawę, że zostało mi niespełna 1,5 miesiąca, a w mojej głowie wciąż była pustka
i brakowało pomysłu …
W akcie desperacji, ale też w
celu poszukiwania inspiracji, zaczęłam przeglądać Pinteresta i zapisywać
różne modele sukienek, które mi się podobają. Moje typy możecie podejrzeć na
tej tablicy. Jedna sukienka spodobała mi się szczególnie, ale nie do końca miałam odwagę,
żeby na nią postawić. Ale od czego ma się przyjaciółki :D Po krótkiej rozmowie
zostałam przekonana, że może jednak warto spróbować i uczyć sukienkę na wzór tej.
Jak już wiedziała w którym
kierunku idę, zaczęły się gorączkowe poszukiwania odpowiedniej tkaniny i
wykroju. Odwiedziłam kilka krakowskich sklepów z tkaninami, żeby ostatecznie
kupić tkaninę w sklepie, do którego zaglądam praktycznie co tydzień ;) Na
koniec zostało znalezienie odpowiedniego wykroju, co nie było już takie
trudne.
W trakcie poszukiwań inspiracji i
wyboru odpowiedniego modelu sukienki, dokładnie nie wiem w którym momencie, w
mojej głowie zakiełkował pomysł, aby poszaleć trochę z kolorami. Bardzo
spodobało mi się połączenie butelkowej zieleni z kolorem chabrowym. Na co dzień
nie ubieram się w takie odważne połączenia, ale raz na czas ma się ochotę na
małe szaleństwo, a co ;)
Wiedziałam co mam szyć i z czego,
więc nie było już nad czym się zastanawiać. Wzięłam się za szycie! Górę
sukienki uszyłam na podstawie modelu 113 z Burda 9/2016. W tym modelu spodobała mi się szczególnie góra sukienki, która jest odcięta w
talii i ładnie przylega do ciała. Wykroiłam rozmiar 38 i ku mojemu zdziwieniu
bluzeczka leżała idealnie, nie musiałam nanosić żadnych poprawach. Oczywiście
zmieniłam kształt dekoltu, bo z założenia miał być nieco większy ;) Natomiast
dół sukienki ostatecznie uszyłam z trochę kombinowanego półkoła. Długo zastanawiałam
się, czy ma być z pełnego koła, czy z półkoła. Moje wątpliwości wynikały z
tego, że tkanina z której uszyłam sukienkę jest dość ciężka. Z drugiej zaś
strony chciałam, aby dół był dość obszerny i ładnie się układał. Moje rozterki
i wątpliwości rozwiała Eliza – wspaniała instruktorka szycia i zawodowa
krawcowa, która już wiele mnie nauczyła podczas zajęć w Slow Fashion Cafe. Eliza pomogła mi skonstruować dół sukienki, a potem nanieść niezbędne poprawki.
Efekt końcowy bardzo mnie usatysfakcjonował :)
Zgodnie z pierwotnym założeniem sukienka
miała mieć podszewkę. Ostatecznie, po skrojeniu i przyfastrygowaniu do tkaniny
wierzchniej, zrezygnowałam z niej. Po pierwsze ze względu na to, że dość mocno
ograniczała moje ruchy. A przy tej sukience zależało mi na swobodzie ruchu, w
końcu była szyta z przeznaczeniem na całonocne tańce i hulance :D Po drugie nie
było konieczności wszycia podszewki, gdyż tkanina jest nieco grubsza i
mięsista. Ale i tak zadbałam, aby spód sukienki był ładnie wykończony. Dolną krawędź spódnicy i rękawki podwinęłam ręcznie, niewidocznym ściegiem.
Z racji jesienne aury chciałam mieć
coś do zarzucenia na sukienkę. Najpierw myślałam o płaszczyku, ale po
przemyśleniu doszłam do wniosku, że do tego kroju sukienki lepiej będzie pasowało krótkie bolerko. No to sobie uszyłam ;) Chabrowa tkanina jest miła w
dotyku i ciepła, bo ma w składzie domieszkę wełny. W przypadku bolerka nie
zrezygnowałam z podszewki, bo stwierdziłam, że takie cieplejsze wdzianko przyda
mi się na jesień lub zimę. Bolerko uszyłam na podstawie mojego ulubionego, a
jakże, wykroju na kardigan z Burda szycie krok po kroku numer 2/2015, model 4 D. Oczywiście dość mocno go skróciłam, zwęziłam w tali o około 3 cm i jeszcze dodatkowo
zastosowałam z tyłu dwie zaszewki, aby bolerko nie odstawało zbytnio.
Szycie bolerka nie sprawiło mi problemów, bo już
dobrze znam ten model. Sukienka w sumie też nie sprawiła większych problemów,
jednak podczas szycia było kilka wyzwań. Po pierwsze wszycie zamka krytego
(zwłaszcza w części spódnicy, która była cięta ze skosu). Po drugie dekolt, a
dokładnie rzecz ujmując niezbyt dobrze wszyte odszycie (chyba zbyt mocno je naciągnęłam podczas wszywania), czego efektem było
wywijanie się go na wierzch. W końcu sprułam cały dekolt i wszyłam odszycie po raz drugi, a przy okazji powiększyłam dekolt. pierwotnie był mniejszy, ale moje kochane
przyjaciółki jednogłośnie orzekły, że był zbyt mały ;) Tył spódnicy niby nie
robił problemów, a jednak dwa razy go poprawiałam, bo nieładnie układał się na
tyłku.
No co tu dużo pisać, myślę, że szycie tej sukienki
zajęło mi kilkanaście godzin, a może więcej. Ale wiecie co, warto było! :) Ja z
efektu końcowego jestem zadowolona i sukienka świetnie sprawdziła się na
weselu. Niestety nie mam zdjęć z wesela, uroczystość była zorganizowana pod Wrocławiem,
więc dojazd z Krakowa zajął nam 4 godziny i po dojechaniu na miejsce mieliśmy
tylko chwilę, żeby szybko się przebrać i pędzić do kościoła. A na sali zrobiłam
kilka zdjęć Parze Młodej i odłożyłam aparat, żeby nie wchodzić w paradę fotografowi.
Ale nie ma tego złego, dziś wybrałam się z mężem na jesienny spacer do Puszczy
Niepołomickiej. Pod płaszcz założyłam moją zieloną sukienkę, która idealnie
komponuje się z barwami jesieni. Bolerko i szpilki włożyłam w torebkę ;)
Podczas spaceru znaleźliśmy zaciszną boczną ścieżkę i mój mąż pobawił się w
mojego osobistego fotografa.
Efekty prezentuję poniżej. Ostrzegam jednak, że
zdjęć jest baaardzo dużo. No nie mogłam się zdecydować, które zamieścić, a
których nie. Ale uwierzcie mi na słowo, selekcja była mega ostra, całe mnóstwo zdjęć
wylądowało w koszu ;)
Zapomniałam dodać, że dopełnieniem mojej stylizacji jest torebka, którą również sama uszyłam. Instrukcję szycia takiej torebki znajdziecie tutaj. :)
A na dowód tego, że nie jestem taka szalona, żeby po
lesie biegać w szpilkach, dwa zdjęcia w pełnym stroju ;) Poznajecie? To mój koco-płaszcz, który uszyłam poprzedniej zimy :)
A moje szpilki po sesji wyglądały tak :P
Wiecie co, trochę się martwiłam, że ta sukienka
będzie taką jednorazową sukienką. Jednak dziś doszłam do wniosku, że ma ona
znacznie większy potencjał i może być całkiem fajnym strojem na jesień, czy
zimę. Wydaje mi się, że całkiem nieźle wygląda do czarnych kozaków. A jakby
szal, w którym wyglądam trochę jak cyganka ;), zamienić na czarny krótki
sweterek, to powstałaby całkiem niezła stylizacja. Co myślicie?
Przyznać muszę, że dziś zaszalałam zarówno z
ilością treści, jak i zdjęć! ;) Mam jednak nadzieję, że Was nie zanudziłam i
choć część z Was dotarła do tego miejsca :)
Dajcie koniecznie znać, czy podobają się Wam moje najnowsze uszytki? Jestem ciekawa co sądzicie o takim kroju sukienki i połączeniu kolorów?
Pozdrawiam Was ciepło, do zobaczenia! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz